Znów napiszę posta pod wpływem przeczytania Gazety Wyborczej podczas samotnej wycieczki do fast fooda (muszę sobie zapamiętać ten sposób jako metodę na brak weny). Ale tym razem nie oberwie się żadnemu dziennikarzowi. Tym razem tekst z Wyborczej, a raczej sytuacja, którą on opisuje podsunęła mi świetny pomysł, jak pozbyć się oszołomów z życia publicznego.
niedziela, 3 lutego 2013
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Nowe Logo
Dzisiaj bardziej taki mini update zamiast artykułu - zrobiłem sobie logo. Ot tak, fajnie jest mieć logo. Poza tym co bardziej spostrzegawczy zauważyli, że pojawił się element Partnerzy po prawej stronie strony. Jeszcze bardziej spostrzegawczy czytelnicy zwrócą uwagę, że nie ma tam napisu sponsorzy. Słuszna uwaga.
Tak czy inaczej, postanowiłem, że posiadanie swojego logo jest fajne i przydaje się, gdy partner w zamian też oferuje taką przysługę. I tak właśnie powstało moje nowe logo, które jest hipsterskie, geekowe i w ogóle przyniesie mi chwałę i sławę w Internetach.
Enjoy!
Tak czy inaczej, postanowiłem, że posiadanie swojego logo jest fajne i przydaje się, gdy partner w zamian też oferuje taką przysługę. I tak właśnie powstało moje nowe logo, które jest hipsterskie, geekowe i w ogóle przyniesie mi chwałę i sławę w Internetach.
Enjoy!
niedziela, 27 stycznia 2013
Czy marihuana jest z konopii czyli czy politycy wiedzą co mówią?
Ale się zrobił szum o tych homoseksualistach, związkach, ustawach, posłach i posłankach... Kto by pomyślał, że się zrobi takie zamieszanie wokół tego. Wiadomo, że politycy i media żyć bez siebie nie mogą i wzajemnie się nakręcają - najpierw ci z Wiejskiej wymyślą coś głupiego, media podchwycą i zrobią na ten temat 150 komentarzy opinii i analiz, politycy podchwycą i zaczną polemizować, na koniec jeszcze media pozapraszają co bardziej krzykliwych polityków to całej masy programów w stylu dyskusja przy stole z kawą/herbatą/gazetami/kwiatkami/kotami/chujwieczymjeszcze i w ogóle zabawa się rozkręca. Ale dzisiaj zobaczyłem jeszcze jedną rzecz, którą wcześniej pomijałem a jakoś doszedłem do wniosku, że to bardziej reguła życia politycznego niż jednorazowy wyskok.
niedziela, 20 stycznia 2013
Medialne radary na oglądalność
Patrząc na najróżniejsze media i ogólne sposoby docierania do mas widzę, że wszędzie panuje moda na te nieszczęsne fotoradary. Jak ktoś nie podejmie dyskusji na ten temat, to chyba nie zaistnieje w świadomości odbiorcy. Więc chyba też dorzucę swoje 5 groszy, w końcu też chcę zabłysnąć, a co! Ale bez obaw nie będzie tylko o radarach, bo to w gruncie rzeczy płytki temat. Wylał się za to na kilka okolicznych podwórek i zwrócił moją uwagę na kolejne zjawisko w mediach masowych. Ale po kolei (swoją drogą po kolei też trzeba się będzie kiedyś przejechać, im zawsze łatwo jest nawrzucać).
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Wpadłem na kolejną teorię spiskową dziejów;)
W miniony weekend miałem okazję posiedzieć trochę w samochodzie i naszły mnie pewne myśli na temat tej branży. Jest ona dość nietypowa i ciekawa, ponieważ samochody to niesamowicie skomplikowane produkty. I w całym tym skomplikowaniu i zamieszaniu producenci samochodów kryją kilka absurdów, które są dla mnie trochę niezrozumiałe. Ale spokojnie, nie trzeba być automaniakiem, żeby dotrwać do końca tego tekstu, nie będę pisał wałkach rozrządu, świecach, albo turbinach. Będzie o bardziej widocznym dla zwykłego pasażera elemencie. O radiu.
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Czytasz Kwejka? Jesteś debilem z gimnazjum!
Byłem dzisiaj w fastfoodzie. Tak, przyznaję się bez bicia, jest mi niezmiernie przykro, ale uległem pokusie. Jednak nie będę dzisiaj pisał o ilości kalorii znajdujących się w bułkach ociekających serem, ani o przebiegu oleju do frytek. Jest jedna rzecz, która w moim przypadku nieodzownie łączy się z każdym samotnym wyjściem do fastfooda - czytanie Wyborczej. Nie wiem czemu akurat Wyborcza została namaszczona przez każdą tego typu knajpę, czasami nawet zdarza się, że jest oprócz niej coś innego, ale Wyborcza zawsze jest.
sobota, 5 stycznia 2013
Po co nam właściwie Facebook?
Od jakiegoś czasu wokół Facebooka kręcą się dwie różne sprawy. Obie dotyczą tego samego, plątają się w tym wszystkim mniej więcej te same osoby, ale chodzi o przeciwne, wykluczające się podejścia.
Do rzeczy - chodzi mi o marketing na Fejsuniu. Ogólnie uważam, że jest toporny, prowadzony w trochę nieudolny sposób. Facebook jest największą platformą na świecie zrzeszającą ludzi bez żadnych ograniczeń a jedyne na co byli w stanie póki co wpaść marketingowcy to wyświetlanie mi "proponowanych postów", które oczywiście są sponsorowane. Za tymi postami stoją oczywiście profile różnych firm, niektóre nawet są prowadzone przez speców specjalnie do tego wynajętych. Efekt? Zero weny, nuda, powtarzające się schematy, jakieś denne teksty i generalnie tony materiałów marketingowych na głównych stronach naszych "ścian" (głupia nazwa swoją drogą, nie lubię jej, ale jeszcze bardziej nie lubię, jak ktoś mówi "na moim łolu"-_-). Podoba Wam się to? Mi nie. Podejrzewam, że większości innych osób też nie, skoro tak narzekają na reklamy w radiu, telewizji, kinie, gazetach czy na banery na Onecie.
Do rzeczy - chodzi mi o marketing na Fejsuniu. Ogólnie uważam, że jest toporny, prowadzony w trochę nieudolny sposób. Facebook jest największą platformą na świecie zrzeszającą ludzi bez żadnych ograniczeń a jedyne na co byli w stanie póki co wpaść marketingowcy to wyświetlanie mi "proponowanych postów", które oczywiście są sponsorowane. Za tymi postami stoją oczywiście profile różnych firm, niektóre nawet są prowadzone przez speców specjalnie do tego wynajętych. Efekt? Zero weny, nuda, powtarzające się schematy, jakieś denne teksty i generalnie tony materiałów marketingowych na głównych stronach naszych "ścian" (głupia nazwa swoją drogą, nie lubię jej, ale jeszcze bardziej nie lubię, jak ktoś mówi "na moim łolu"-_-). Podoba Wam się to? Mi nie. Podejrzewam, że większości innych osób też nie, skoro tak narzekają na reklamy w radiu, telewizji, kinie, gazetach czy na banery na Onecie.
sobota, 29 grudnia 2012
Hipokrytosterzy
Ochłonęliście po Świątecznych emocjach? Zostawiłem sobie pomysł na ten wpis na czas po-świąteczny, bo trochę się łączy z szałem prezentowym, a teraz już każdy zdążył odłożyć to, co udało się odratować z prezentowych opakowań do pawlacza, żeby posłużyło za rok i zapoznał się z tym, co też najbliżsi mu tam sprezentowali.
Największe tłumy w przedświątecznej gonitwie do kas uderzyły do galerii handlowych, do najróżniejszych butików odzieżowych (wiem, bo sam tam byłem). Jest ku temu kilka powodów, ale dzisiaj chciałem sobie pogadać tylko o jednym z nich. Odpowiada on na pytanie "dlaczego akurat to tych butików a nie tamtych". Kult marki.
Największe tłumy w przedświątecznej gonitwie do kas uderzyły do galerii handlowych, do najróżniejszych butików odzieżowych (wiem, bo sam tam byłem). Jest ku temu kilka powodów, ale dzisiaj chciałem sobie pogadać tylko o jednym z nich. Odpowiada on na pytanie "dlaczego akurat to tych butików a nie tamtych". Kult marki.
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Rozmówki międzyludzkie
Nastał czas świąteczny, nawet ja to zauważyłem. Taki okres wiąże się z wieloma rzeczami. Trzeba się przygotować kulinarnie, nastrojowo, finansowo a także rodzinnie. Przygotowanie rodzinne wiąże się głównie z tym, że będziecie musieli wytrzymać zdecydowanie dłuższy czas niż zwykle z tymi członkami rodziny, których na co dzień unikacie jak ognia. Z tego znowu wynika kolejna rzecz - ponieważ na spotkaniach rodzinnych prawie zawsze siedzicie przy stole (chyba, że macie szczęście posiadania do 10 la na karku, wtedy jesteście usprawiedliwieni). Przy stole robi się trzy rzeczy - je, pije (ważny element) i dyskutuje (wynika z poprzedniego). I o tym właśnie chciałem...
wtorek, 18 grudnia 2012
Punkt siedzenia
Wczoraj przeczytałem wieczorem notkę o Depardieu, która dzisiaj trafiła na wszystkie wydania wiadomości telewizyjnych (ale ze mnie opiniotwórca!). Jeśli ktoś nie jest w temacie, to już uzupełniam - Gerard Depardieu stwierdził, że 75% podatek dochodowy od najbogatszych to złodziejstwo i pozbywa się obywatelstwa francuskiego na rzecz Belgijskiego. Sam ten fakt oczywiście nie jest jeszcze niczym nadzwyczajnym, bo nie jest on pierwszy ani ostatni. Szum się podniósł, kiedy premier Francji, którego nazwiska nie będę tu przytaczał, bo większość z Was go i tak nie zapamięta (bo i nie ma po co), a w dodatku byłby problem z odczytaniem, zwyzywał aktora publicznie od tchórzy a tamten nie omieszkał odparować.
To tyle tytułem wstępu, fakty znamy. Różnica pomiędzy przeczytaną przeze mnie notką a wiadomościami telewizyjnymi jest natomiast taka, że reporterzy telewizyjni lubią zapychać czas antenowy wypowiedziami nie mających związku ze sprawą, losowo napotkanych na ulicy osób. Kiedyś już z resztą wspominałem o tej modzie w telewizji. Dzięki takim właśnie pomysłom swoje pięć minut na ekranach milionów dostała pewna pani, która uważa, że aktor jest winien Francji płacenie tych podatków. Czy ta pani ma dochody na poziomie, który zostanie objęty nowym podatkiem? Nie wydaje mi się. Czy ta pani chciałaby, żeby jej również zabrano 3/4 pensji? Wątpię. Wątpliwości nie miała tylko ona - w kwestii, a jakże, cudzych pieniędzy.
Pomijając już sam fakt idiotycznego pomysłu tego podatku, który mogli zaproponować tylko socjaliści (żeby sobie uświadomić skalę problemu, policzcie sobie, ile by Wam zostało, gdyby Wam nałożyli taki podatek), chciałem zwrócić na coś Waszą uwagę: zobaczcie jak pięknie dzisiaj działa zasada "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Szczególnie przybiera ona na sile, gdy temat jest omawiany w mediach masowych. Dlaczego? Proste - po pierwsze media zwykle koncentrują się na skrajnych zjawiskach. To jest oczywiste i tutaj działa jeszcze inna zasada - "dobra wiadomość to zła wiadomość", ale o tym kiedy indziej. Po drugie ludzie są zawistni. Nie tylko Polacy, wszyscy. Więc podchodzą do tematów traktujących o tych, co mają więcej dość emocjonalnie. Efekty są właśnie takie tak w tym przypadku - facet ma dużo kasy, więc powinien oddać większość. Nie możemy zabrać tego dla siebie, więc niech przynajmniej zabierze mu ktoś inny. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że to mówią teraz ci sami ludzie, którzy parę lat temu rozpętali serię strajków generalnych w całej Francji, bo rząd chciał im skrócić najdłuższe urlopy w Europie (nie wiem, czy nie na świecie - przynajmniej zachodnim) o bodaj 2 dni. No ale czym jest 75% podatku w porównaniu do 2 dni laby...
Do tego jeszcze dochodzi fakt, że sprawa toczy się o pieniądze. Nie o jakieś bliżej nieokreślone dobra materialne, tylko o kasę. A jak wiadomo, cudzą kasą dysponuje się najłatwiej. W związku z tym wszyscy wyciągają łapy do kieszeni tych, którzy mają więcej od nich, bo oni muszą się dorzucić, bo nam się należy, bo my mamy na to lepsze pomysły itd.
Ja ogólnie popieram Depardieu w jego decyzji (z resztą nie tylko jego, bo całkiem sporo jego rodaków zrobiło tak samo). Gdyby mi ktoś kilkukrotnie podniósł czynsz, pewnie też bym zebrał dupę w troki i wyniósł się czym prędzej. Ciekawe, czy też bym dostał list od najemcy o tym, jakim jestem tchórzem?
Dziwi mnie w tym wszystkim tylko jedna rzecz, ponieważ cała reszta była do przewidzenia. Jakim cudem człowiek, który ma takie pomysły jak ten właśnie podatek, dostał się na stanowisko, które pozwala owe pomysły realizować? To, w jaki sposób społeczeństwo, czy gospodarka reagują na podobne wytryski geniuszu powinno być zrozumiałe i przewidywalne dla człowieka pretendującego do czołowych stanowisk ustawodawczych. Zamiast tego mamy gości, którzy obrzucają gównem obywateli podejmujących logiczne decyzje.
A tak jeszcze "one more thing" - przypomnijcie sobie ten przypadek następnym razem, kiedy ktoś zacznie snuć teorie spiskowe, o tym, jak to elity pociągają wszędzie za sznurki, a wszystkie rządy na Zachodzie to marionetki.
niedziela, 9 grudnia 2012
Każdy dzisiaj może być sędzią
Nie wiem, czy interesują Was wiadomości z poza naszego pięknego kraju, ale okazuje się, że TAM też dzieją się ciekawe rzeczy. Taka Wielka Brytania dla przykładu. Wiecie, że mają tam monarchię? Coś Wam się odbiło o uszy? To dobrze, bo dzisiaj trochę zahaczymy o temat na potrzeby mojego posiłkowania się przykładami z życia wziętymi.
piątek, 7 grudnia 2012
Uszczęśliwianie na siłę
Jest taki trend, który rzucił mi się w oczy w ciągu ostatnich paru lat - dbanie o klienta. Do bólu. Uwaga i energia przywiązywana do tego przez producentów, czy usługodawców wyniosła ten trend na zupełnie nowy poziom.
Jednym z niechlubnych prekursorów takich zapędów (przynajmniej w mojej pamięci) był MS Word. Jest to klasyczny przypadek produktu, który uszczęśliwia swoich użytkowników na siłę. Od wielu edycji są w nim wbudowane opcje, które poprawiają po użytkowniku to co napisał, ponieważ Bill Gates wie lepiej, co akurat chciałeś w tym miejscu napisać, ty ignorancie ty!
Jednym z niechlubnych prekursorów takich zapędów (przynajmniej w mojej pamięci) był MS Word. Jest to klasyczny przypadek produktu, który uszczęśliwia swoich użytkowników na siłę. Od wielu edycji są w nim wbudowane opcje, które poprawiają po użytkowniku to co napisał, ponieważ Bill Gates wie lepiej, co akurat chciałeś w tym miejscu napisać, ty ignorancie ty!
sobota, 1 grudnia 2012
Sezon na jelenia
Ostatnio zaczynałem kilka tekstów od pytania, czy coś zauważyliście. Teraz chyba nie byłoby to na miejscu, bo pytanie kogoś 1 grudnia, czy zauważył, że zaczęło się świąteczne szaleństwo to jak zapytać Pawlaka, czy zauważył, że coś się zmieniło w jego życiu. A więc zaczął się okres, który jako jedyny jest w stanie przypominać nam komunę i Nowy Jork jednocześnie - wszyscy stoją w niekończących się kolejkach, tyle, że kupują coś więcej niż tylko ocet.
wtorek, 27 listopada 2012
Życie fanboya jest ciężkie:(
Nawet nie wiecie jak bardzo. Ale nie martwcie się, oświecę Was.
Natchnęło mnie po ostatniej wizycie w Cortlandzie. Ów sklep wyposażył się w najnowsze iPhone'y 5 i iPady Mini. Tzn domyślam się, że zaopatrzyli się już jakiś czas temu, ale dawno nie byłem na windowshoppingu.
Tak czy inaczej wchodzę do tego sklepu a tu uśmiecha się do mnie błyszczący nowiutki ajfonik. A obok niego ajpadzik. W obu przypadkach ten sam problem - mam już poprzedniego iPhone'a i iPada. O tyle o ile nowy iPhone 5 jest następcą mojego 4S, o tyle iPad Mini to tablet dla ludzi, którzy wolą mniejsze rozmiary. To nie następca klasycznego iPada, wręcz przeciwnie - to na dobrą sprawę konkurencja.
Ale jest taki piękny... Taki... nowy!
Znacie to uczucie, kiedy oglądacie coś nowego, co jest Wam kompletnie niepotrzebne, ale jednocześnie jest FAJNE? Być może jest to też związane z moim uwielbieniem rzeczy nowych. Wszystko, co nowe, nieużywane i na dodatek ładnie zapakowane jest super i przyciąga moją uwagę niczym cukierek od nieznajomego. Życie z taką ułomnością jest ciężkie i skomplikowane.
Robi się jeszcze bardziej skomplikowane, gdy trzeba je wypchnąć z przytulności ciemnego pokoju i pokazać na świecie zewnętrznym. Normalnym ludziom. Narazić na ogień opinii.
Nie wiem, czy jesteście tego świadomi, ale twarze przysłuchujących się Wam osób przybierają wiele nienaturalnych kształtów, gdy zaczynacie wywody na temat Waszego nowego ulubionego gadżetu. Zamiłowanie do nowych zabawek Apple to nie wyjątek, więc nie zapominajcie o towarzyszach niedoli zakochanych w samochodach, grach, komputerach czy jakichkolwiek innych fascynatach. Społeczeństwo akceptuje takich dziwaków tylko w ograniczonym zakresie.
Większość niewtajemniczonych w Waszą fascynację ludzi przygotowuje wieczorami scenariusze ucieczki z restauracji na wypadek, gdybyście zechcieli im objaśnić najciekawsze funkcje Waszego nowego gadżetu, albo nie daj Boże wytłumaczyć wszystkie powody, dla których jest zdecydowanie lepszy od konkurencji. Wydaje się Wam, że Wasza tajemnic wiedza otworzy przed Wami drzwi salonów a szampan będzie się od dzisiaj lał strumieniami z nieba? Niestety, ale nie tędy droga. A może wydawało Wam się, że niewinne "ja się na tym nie znam" Waszego rozmówcy to zachęta do przeprowadzenia wnikliwych wyjaśnień i dokształcenie delikwenta w omawianych sprawach? Kolejny zawód. Macie szczęście, że "get a life" nie znalazło jeszcze polskiego odpowiednika, bo pewnie już byście to kilka razy usłyszeli. Zapewne z ust kogoś, kto spędził kilka ostatnich popołudni przy Facebooku lajkując zdjęcia kotów.
Natchnęło mnie po ostatniej wizycie w Cortlandzie. Ów sklep wyposażył się w najnowsze iPhone'y 5 i iPady Mini. Tzn domyślam się, że zaopatrzyli się już jakiś czas temu, ale dawno nie byłem na windowshoppingu.
Tak czy inaczej wchodzę do tego sklepu a tu uśmiecha się do mnie błyszczący nowiutki ajfonik. A obok niego ajpadzik. W obu przypadkach ten sam problem - mam już poprzedniego iPhone'a i iPada. O tyle o ile nowy iPhone 5 jest następcą mojego 4S, o tyle iPad Mini to tablet dla ludzi, którzy wolą mniejsze rozmiary. To nie następca klasycznego iPada, wręcz przeciwnie - to na dobrą sprawę konkurencja.
Ale jest taki piękny... Taki... nowy!
Znacie to uczucie, kiedy oglądacie coś nowego, co jest Wam kompletnie niepotrzebne, ale jednocześnie jest FAJNE? Być może jest to też związane z moim uwielbieniem rzeczy nowych. Wszystko, co nowe, nieużywane i na dodatek ładnie zapakowane jest super i przyciąga moją uwagę niczym cukierek od nieznajomego. Życie z taką ułomnością jest ciężkie i skomplikowane.
Robi się jeszcze bardziej skomplikowane, gdy trzeba je wypchnąć z przytulności ciemnego pokoju i pokazać na świecie zewnętrznym. Normalnym ludziom. Narazić na ogień opinii.
Nie wiem, czy jesteście tego świadomi, ale twarze przysłuchujących się Wam osób przybierają wiele nienaturalnych kształtów, gdy zaczynacie wywody na temat Waszego nowego ulubionego gadżetu. Zamiłowanie do nowych zabawek Apple to nie wyjątek, więc nie zapominajcie o towarzyszach niedoli zakochanych w samochodach, grach, komputerach czy jakichkolwiek innych fascynatach. Społeczeństwo akceptuje takich dziwaków tylko w ograniczonym zakresie.
Większość niewtajemniczonych w Waszą fascynację ludzi przygotowuje wieczorami scenariusze ucieczki z restauracji na wypadek, gdybyście zechcieli im objaśnić najciekawsze funkcje Waszego nowego gadżetu, albo nie daj Boże wytłumaczyć wszystkie powody, dla których jest zdecydowanie lepszy od konkurencji. Wydaje się Wam, że Wasza tajemnic wiedza otworzy przed Wami drzwi salonów a szampan będzie się od dzisiaj lał strumieniami z nieba? Niestety, ale nie tędy droga. A może wydawało Wam się, że niewinne "ja się na tym nie znam" Waszego rozmówcy to zachęta do przeprowadzenia wnikliwych wyjaśnień i dokształcenie delikwenta w omawianych sprawach? Kolejny zawód. Macie szczęście, że "get a life" nie znalazło jeszcze polskiego odpowiednika, bo pewnie już byście to kilka razy usłyszeli. Zapewne z ust kogoś, kto spędził kilka ostatnich popołudni przy Facebooku lajkując zdjęcia kotów.
niedziela, 25 listopada 2012
Metoda kija i genetycznie modyfikowanej marchewki
Tym razem krótko i na temat, bo nie było mnie przez 3 dni, ale jeszcze żyję i wiadomości niektóre widziałem. Widziałem na ten przykład, że Doda mianowała się obrońcą uciśnionych ludzi i wymachiwała megafonem w Warszawie, walcząc z GMO.
Trochę mi to zalatuje podobnej klasy nieporozumieniem co wspomniane przeze mnie wcześniej referendum na temat elektrowni atomowej.
Już pal sześć co kto myśli o samym GMO, ale nie wydaje mi się, żeby szeroko pojęci artyści, jeszcze z Dodą na czele byli w tym momencie osobami, których opinii powinniśmy słuchać. Obawiam się, że wiedza panny Rabczewskiej na temat genetyki jest, mówiąc delikatnie powierzchowna...
Trochę mi to zalatuje podobnej klasy nieporozumieniem co wspomniane przeze mnie wcześniej referendum na temat elektrowni atomowej.
Już pal sześć co kto myśli o samym GMO, ale nie wydaje mi się, żeby szeroko pojęci artyści, jeszcze z Dodą na czele byli w tym momencie osobami, których opinii powinniśmy słuchać. Obawiam się, że wiedza panny Rabczewskiej na temat genetyki jest, mówiąc delikatnie powierzchowna...
Subskrybuj:
Posty (Atom)