niedziela, 27 stycznia 2013

Czy marihuana jest z konopii czyli czy politycy wiedzą co mówią?

Ale się zrobił szum o tych homoseksualistach, związkach, ustawach, posłach i posłankach... Kto by pomyślał, że się zrobi takie zamieszanie wokół tego. Wiadomo, że politycy i media żyć bez siebie nie mogą i wzajemnie się nakręcają - najpierw ci z Wiejskiej wymyślą coś głupiego, media podchwycą i zrobią na ten temat 150 komentarzy opinii i analiz, politycy podchwycą i zaczną polemizować, na koniec jeszcze media pozapraszają co bardziej krzykliwych polityków to całej masy programów w stylu dyskusja przy stole z kawą/herbatą/gazetami/kwiatkami/kotami/chujwieczymjeszcze i w ogóle zabawa się rozkręca. Ale dzisiaj zobaczyłem jeszcze jedną rzecz, którą wcześniej pomijałem a jakoś doszedłem do wniosku, że to bardziej reguła życia politycznego niż jednorazowy wyskok.


Nie wiem, czy oglądacie często wiadomości telewizyjne, albo jakieś inne skróty wydarzeń, ale dzisiaj widziałem jakiś urywek, gdzie jakiś pajac, którego nazwiskiem nie będę zaprzątał sobie głowy z mównicy wygłaszał wszem i wobec całą swoją wiedzę o biologii, jaką udało mu się nabyć, zanim go wyrzucili z podstawówki. Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu, bo i wiedzy za dużo nie było. Zmierzał do tego, że według jego informacji zwierzęta nie żyją w parach homoseksualnych, więc i my nie powinniśmy. Pomijam już idiotyczność tego typu rozumowania, według którego nie powinniśmy robić jeszcze całej masy innych rzeczy, jak np. gotować sobie jedzenia przez spożyciem, posługiwać się pieniędzmi, czy choćby zostawać posłami i pierdolić głupoty na mównicy. Chodzi o to, że popiera swój tok myślenia kompletnie błędnym założeniem, ponieważ akurat wśród zwierząt występuje zjawisko homoseksualizmu tak samo jak wśród ludzi. Jedyna różnica jest taka, że zwierzęta nie karzą innym zwierzętom płacić podatków, więc nie potrzebują takich związków rejestrować.

Zmierzam w całym tym słowotoku właśnie do zjawiska wchodzenia przez polityków na teren spraw, o których nie mają żadnego pojęcia. Albo gorzej - liznęli coś-tam, dawno temu, nie wiele pamiętają, coś im dzwoni, nie mają pojęcia w jakim kościele, ale brną w temat a każdy, kto coś wie na dany temat robi międzynarodowy gest facepalm, bo brak im słów, żeby to jakoś konstruktywnie skomentować. Nie byłem nigdy w pobliżu sejmowej mównicy, ale mam wrażenie, że posiada ona jakąś zaklętą moc wprawiania każdego ignoranta w niezrozumiałe wrażenie, że świetnie wie o czym mówi. Może ktoś z Was kiedyś miał okazję się tam zbliżyć i wie o co chodzi?

Później tacy geniusze brną dalej w te historyjki w owych programach telewizyjnych, najczęściej w tych, w których występują wespół zespół z kolegami po fachu z innych partii, ale to już chyba kwestia brnięcia w zaparte. Z resztą jak dyskutują z innymi, równie dobrze poinformowanymi osobnikami, to nie ma się co obawiać, że ktoś zdemaskuje niecną mistyfikację, no może poza prowadzącym.

Co do samego tematu homoseksualizmu, czyli zapalnika całego tego zamieszania, to powiem to, co zawsze mówiłem w tej kwestii: kompletnie mnie nie interesuje, jaką kto ma orientację, upodobania, fetysze, dlaczego komuś staje a innemu nie, dopóki nie wrzeszczy mi o tym w twarz. Z tego powodu nie przepadam za pochodami homoseksualistów (ja nie chodzę po rynku drąc japę, że lubię cycki, choć lubię). Ale ta zasada działa w obie strony: jeśli ktoś po prostu chce sobie żyć po swojemu, to nie widzę powodu, żeby ktokolwiek pakował mu się do łóżka i sprawdzał, czy wszystko spełnia normy krajowo-kościelne. A już w szczególności Pan Ignorant w kiepsko skrojonym garniturze.

1 komentarz:

  1. Czyli robisz się powoli Vox Populi. Daleki jestem w sensie dosłownym od tego cyrku, ale wiem o czym piszesz. Pamiętam inne wystąpienia. Dobrze, celnie i na gorąco - taki bądź dalej. Pozdrawiam.

    I jeszcze mała autopromocja:
    http://everydaybergen.blogspot.no/

    OdpowiedzUsuń