niedziela, 20 stycznia 2013

Medialne radary na oglądalność

Patrząc na najróżniejsze media i ogólne sposoby docierania do mas widzę, że wszędzie panuje moda na te nieszczęsne fotoradary. Jak ktoś nie podejmie dyskusji na ten temat, to chyba nie zaistnieje w świadomości odbiorcy. Więc chyba też dorzucę swoje 5 groszy, w końcu też chcę zabłysnąć, a co! Ale bez obaw nie będzie tylko o radarach, bo to w gruncie rzeczy płytki temat. Wylał się za to na kilka okolicznych podwórek i zwrócił moją uwagę na kolejne zjawisko w mediach masowych. Ale po kolei (swoją drogą po kolei też trzeba się będzie kiedyś przejechać, im zawsze łatwo jest nawrzucać).



Radary - te znienawidzone przez tak wielu bezduszne urządzenia, obserwujące niestrudzonym okiem nasze wyczyny na drogach. O co ten cały szum właściwie się odbywa? Mi się wydaje, że całe to zamieszanie, które tak kipi we wszystkich programach TV, gazetach, internecie i radiu jest trochę źle ukierunkowane. Ludzie, jako ogół, jako taki nie do końca obdarzony świadomością żywioł lubią obierać na cel swojej złości najbliższy im element układanki, który akurat w danym momencie uznają za ten, który jest winowajcą ich ogólnej niedoli. Trochę jak zwierze, które szturchane kijem atakuje kij, zamiast operatora owego narzędzia zbrodni. Tu jest podobnie. Radar przyjął rolę kija, ale przecież to nie radary narzucają ograniczenia prędkości.

Jeżdżę samochodem po naszym wspaniałym kraju już trochę lat, pierwszy szał 18 latka za kółkiem już mi trochę minął i zauważyłem kilka rzeczy. Po pierwsze rzadko w sumie zdarza mi się przekraczać dozwoloną prędkość na autostradzie, a jeśli już to albo na krótko, albo w niewielkim stopniu. Natomiast często zdarza mi się łamać przepisy w różnych "terenach względnie zabudowanych". Skąd takie zjawisko? Na autostradach nie ma radarów, ktoś zaraz powie, ale to nie jest jeszcze takie istotne. Na autostradzie ograniczenie prędkości do 140 (faktycznie do 150, ponieważ przekroczenie limitu o 10km/h na autostradzie nie jest karane) pozwala mi na dojechanie do celu w miarę komfortowy, ekonomiczny i sprawny sposób. Natomiast poza autostradami jest Dziki Zachód.

Każda zapadnięta stodoła w promieniu 150m od szosy zmienia jej status na "teren zabudowany". I od razu przybywa na miejsce masowo popełnianych przez kierowców zbrodni jakiś pożal-się-Boże sołtysina, wybrany przez większość 5 pobliskich wieśniaków z ogółu 9 uprawnionych do głosu i jako Pan i Władca na Krańcu Świata rzuca ograniczeniami na lewo prawo. Tu ograniczenie do 50, tu do 40, tu strefa do 30, tu garby, tu wysepki i płotki no i oczywiście radary, które mają tego bałaganu pilnować. Wszystko na krajowej drodze łączącej np Wrocław z Warszawą. Albo z Poznaniem.

Dopóki przepisy, których stróżami są ci mechaniczni policjanci za setki tysięcy złotych (swoją drogą możecie się zastanowić, jak się ma koszt takiego mechanicznego stójkowego do tego tradycyjnego, z mięsa; można dojść do ciekawych wniosków) będą ustalane przez takich właśnie ludzi, to zdanie ludzi na ten temat się nie zmieni. Przepisy ruchu drogowego są zbyt istotne dla sprawnego działania całego społeczeństwa, żeby ich ustalanie powierzać komuś wybranemu w wyborach. I to jeszcze lokalnych. Popularność jest u nas mylona z kompetencją.

No dobra ale miało być nie tylko o radarach. Co z tymi mediami? Sprawa radarów nie jest tu broń Boże jakimś wyjątkiem, albo samodzielnym wydarzeniem. Właściwie to chodziło mi to po głowie od dłuższego czasu, a radary są tylko pretekstem, żeby o tym napisać. Zrobiła się moda na opiniotwórczość. Zauważyliście? Kiedyś wiele się mówiło o obowiązku obiektywizmu dziennikarzy. Nawet na lekcjach WOSu o tym uczyli. Było takie rozgraniczenie między np. czasopisma publicystyczne, lub programy puszczane wieczorową porą (pewnie, żeby dzieci nie oglądały, bo takie głupoty, jakie tam opowiadają politycy mogą mieć gorszy wpływ na młodziutką psychikę niż najgorsze dojcze-porno) a wiadomościami, faktami i innymi serwisami informacyjnymi na różnych platformach. Nawet taka Gazeta Wyborcza do dzisiaj ma kolumnę poświęconą na "komentarze" OBOK artykułu informacyjnego.

Tylko, że teraz ta kolumna jest bezsensowna, bo dziennikarze piszący te główne artykuły już się sami połasili na komentarz wpleciony mniej lub bardziej umiejętnie w informacje. To samo w wiadomościach telewizyjnych. Takie niby informacje, ale podane w specyficzny, sarkastyczny sposób i od razu wiemy, co autor ma na myśli i co sądzi o danym temacie.

I to się właśnie przydarzyło radarom - całe to narodowe powstanie i poruszenie jest w gruncie rzeczy sztuczne, podsycane przez media, które najpierw robią zamieszanie, później zrzynają od siebie wzajemnie tematy, więc macie wrażenie, że temat jest ogólnonarodowy i na koniec piłują ludzi, żeby się wypowiedzieli, tworząc wrażenie, że to naród ma potrzebę zadziałać, a oni tylko udostępniają kanał rozgłosu.

Tak oto otrzymujemy sztuczną awanturę o nic, skierowaną nie tam gdzie trzeba, radary jak były tak będą, to co ważne, nawet nie dostaje chwili uwagi a wszystko tylko po to, żeby nabijać oglądalność porannych kanałów śniadaniowych.
A podobno media mają misję...

4 komentarze:

  1. W gruncie rzeczy to dobrze, że Felietonista wyraża swoje zdanie podając jakąś informację, a nie robi z siebie maszynki taką, jaką jest fotoradar. Bezosobowość w artykułach często dawała się we znaki. Teksty były nudne, bezimienne. Lubię czytać artykuły, w których ktoś wyraża swoją opinię. Tak naprawdę to wartościowa cecha - wyrażanie swojego zdania.

    Nie dawno na jednej z ulic, którą często się poruszam postawili znak ograniczenia prędkości z 50 do 20km/h i fotoradar. A na tej ulicy w nieśnieżne dni spokojnie można było rozwijać prędkość 60 km/h i żadnych większych kolizji tam nie było. Już dawno powiedziałem, że fotoradary nie są stworzone do poprawy bezpieczeństwa, a do poprawy grubości portfeli polityków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi opiniami to bardziej chodziło mi o tych dziennikarzy, po których się jednak spodziewam po prostu informacji, a wnioski wolę wyciągnąć sobie sam. Zdarza się mimo wszystko, że nie zgadzam się z opinią przedstawiającego informacje i wtedy denerwuje mnie, że oprócz informowania mnie próbuje mi wmówić swój punkt widzenia.

      Czasopisma typu Wprost, Newsweek, Przekrój itd są opiniotwórcze i ta forma jest tam jak najbardziej na miejscu. Ale Wiadomości w TVP1 to nie miejsce na takie rzeczy

      Usuń
  2. Nie wziąłeś pod uwagę, że 70% społeczenstwa, nie czyta, nie rozumie(średnio trudnego tekstu), nie potrafi wysnuć własnych wniosków. Łatwiej dla nich podpisać się pod czyimś (nachalnym) komentarzem. I jakie z tego płyną implikacje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest taka pętla samonapędzająca się. Nie potrafi wysnuć wniosków, bo ktoś im te wnioski podsuwał gotowe pod nos przy ileś-tam lat, więc teraz już tego potrzebują, bo inaczej nie potrafią. To jak z tymi łabędziami, co ludzie je karmią, a jak ludzi w parku nie ma to te padają z głodu.

      Usuń