poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wpadłem na kolejną teorię spiskową dziejów;)

W miniony weekend miałem okazję posiedzieć trochę w samochodzie i naszły mnie pewne myśli na temat tej branży. Jest ona dość nietypowa i ciekawa, ponieważ samochody to niesamowicie skomplikowane produkty. I w całym tym skomplikowaniu i zamieszaniu producenci samochodów kryją kilka absurdów, które są dla mnie trochę niezrozumiałe. Ale spokojnie, nie trzeba być automaniakiem, żeby dotrwać do końca tego tekstu, nie będę pisał wałkach rozrządu, świecach, albo turbinach. Będzie o bardziej widocznym dla zwykłego pasażera elemencie. O radiu.



Generalnie sytuacja na różnych rynkach związanych z elektroniką jest w miarę podobna, tzn jeśli w jakiejś branży dokona się przełom i ktoś wypuści coś super fajnego, to reszta szybko stara się zaadoptować wynalazek do swoich potrzeb (nawet, jeśli nie ma to większego sensu, wystarczy spojrzeć na "mądre telewizory"). Natomiast przemysł samochodowy postawił sobie najwyraźniej za cel honoru przerwać ten łańcuch papugowania i idą swoją własną ścieżką rozwoju. Albo właściwie wloką się. Żeby nie powiedzieć czołgają się jak ktoś postrzelony w obie nogi.

Kojarzycie iPhone'a? Taki telefon z Ameryki. Wypuścili go w 2007 roku. Od tamtej pory praktycznie wszystkie urządzenia z dotykowym interfacem korzystają z ekranów pojemnościowych (dla niewtajemniczonych, to te, które nie reagują na plastikowy rysik, są zwykle ze szkła i wystarczy je głaskać opuszkiem palca, zamiast próbować je wycisnąć drugą stroną urządzenia; te stare na rysik to ekrany oporowe). Takie ekrany są już w biletomatach wrocławskiego MPK (a nie jest to najbardziej zaangażowana technologicznie spółka, jaką znam), w automatach z Colą, aparatach fotograficznych (tych bez funkcji telefonu), ramkach elektronicznych, a Japończycy zrobili sobie zegarki na rękę z takim ekranem. Co z GPS'ami w samochodach? Myśleliście może, że skoro figurują na liście dodatków obok liczby z przedziału 6 - 8 tys zł, to będą wyposażone w nowoczesne ekrany? No to się mylicie.

No właśnie, a propos tych tysięcy złotych - nowego iPada można dzisiaj kupić w sklepie za ok 1700zł za najtańsze modele. Tablety Samsunga bywają nawet tańsze. Co w takim razie potrafi nawigacja samochodowa, że kosztuje 3 - 4 razy tyle? Np nawigacja w VW ma taką ciekawą funkcję wydłużania czasoprzestrzeni. Wygląda to tak, że jak coś na niej klikniecie, to reakcja jest opóźniona nawet o ponad sekundę. Spróbujcie wpisać adres na czymś takim, albo znaleźć coś na mapie, przesuwając ją palcem. A żeby tą mapę zaktualizować do najnowszej wersji, zgodnej z rzeczywistością z przed 2 lat wystarczy, bagatela, zakupić płytę w autoryzowanym salonie za około 1,5 - 2 tys złotych w zależności od firmy. Żeby nie być gołosłownym, właśnie wszedłem na iTunes i sprawdziłem aktualną cenę aplikacji Navigon z mapami na Europę. Kosztuje 79 euro. Ni jak nie mogę znaleźć w necie przelicznika, który wskazywałby, że w złotówkach wychodzi 1500.

Nie trzeba również szukać najstarszego górala, żeby się dowiedzieć, kiedy producenci samochodów odkryli istnienie gniazd USB i pendrivewów. Chyba wcześniej niż 2-3 lata temu to nie było. Wspomniany wcześniej VW w swojej drogocennej nawigacji zamontował w tamtym okresie slot na karty SD. Ale ponieważ producenci wszelkich innych urządzeń obsługujących te karty opracowali epokę wcześniej karty SD HC, zapomnijcie o użyciu do przenoszenia muzyki karty z Waszego kompaktu Kodaka.

Jak już jesteśmy w temacie muzyki - jakoś w 2004 roku wszedłem w posiadanie mojego pierwszego przenośnego odtwarzacza muzyki z dyskiem twardym. Nie jestem pewny, kiedy producenci samochodów wprowadzili dyski twarde do swoich urządzeń GPS, ale nie było to na pewno przed 2008 rokiem. Wcześniej trzeba było mieć płytę z mapą włożoną do czytnika, co oczywiście uniemożliwiało odtwarzanie płyt z muzyką. Wybaczcie, ale wydaje mi się, że jeśli używam nawigacji, ab gdzieś dojechać, to zwykle jadę gdzieś, gdzie radio może nie odbierać.

Jeśli się nad tym chwilę zastanowić, przeciętny, nie najnowszy smartfon posiada kilkukrotnie mocniejsze bebechy i funkcjonalność od komputera pokładowego w nowym aucie. Nawet kupienie tabletu i zlecenie komuś zamontowania go w aucie za drugie tyle, ile kosztował jest wciąż 2 krotnie niższym kosztem niż wybranie nawigacji z listy dodatków. Żeby było śmieszniej, producenci nie przewidują w swoich autach montażu innych urządzeń - to śpiewka przeszłości. 90% nowych aut nie ma miejsca na radio z Media Marktu. W moim aucie nie ma nawet miejsca na odłożenie telefonu, ale to już inna historia.

Mam szczerą nadzieję, że ktoś wreszcie w jakiejś siedzibie któregoś koncernu poślizgnie się na płycie z mapami za 2,5 tys i pieprznie w coś łbem na tyle mocno, żeby wpadł mu do głowy pomysł, żeby zlecić zewnętrznej firmie zaprojektowanie urządzenia do muzyki i nawigacji. Niech już będzie nawet Samsung na jakimś Androidzie, albo inne urządzenie na Linuxie, byle nie ten badziew, który teraz tam montują. Na prawdę trzymam za to kciuki!

2 komentarze:

  1. Coś tak dzisiaj na siłę, Panie Piotrze. Opcji i dodatków kupować nie trzeba, a średniej klasy telefon posiada w swoich bebechach wszystko czego mi potrzeba. Mapy, nivi, internet, muzykę itd. W samochodzie słucham muzyki tylko na długich trasach.
    A poza wszystkim nie wiem skąd te ceny na navigację, która właśnie z powodu telefonów umiera śmiercią naturalną, i ceny spadają.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie zawsze irytowało to, że musisz zapłacić za nawigację tyle co za wakacje, na które miałeś zamiar dotrzeć za pomocą GPSu i do tego jeszcze abonament, gdyż wtedy mapy nie będą ściągane. To jest zwyczajne zdzierstwo. Elektronika samochodowa ogólnie jest zacofana. Stare technologie, a piekielnie drogie. Ale za to na elektronice (a zwłaszcza samochodowej) można sporo kasy się obrobić.

    OdpowiedzUsuń